Dzień 1, Katmandu
Z lotniska odebrał mnie mój kumpel Drishya Nepalczyk i zaraz po zakwaterowaniu ruszyliśmy na podbój Katmandu. Przyłączył się do nas również jego “brat”. “Brat” czyli bardzo bliski przyjaciel; są też “kuzyni”, czyli znajomi oraz “przyjaciele”, czyli, ci których zna, ale nie zaliczają się do dwóch poprzednich kategorii. Do starszych zwraca się jako “ciociu” i “wujku”. Dlatego błyskawicznie odnosi się wrażenie, że cały Nepal jest ze sobą spokrewniony.
I tak w trójkę na jednym motorze przemierzaliśmy zakamarki stolicy Nepalu, z dala od głównych ulic, ponieważ jeżdżenie w trzy osoby jest tu niedozwolone. Oczywiście taki zakaz jest uważany przez lokalnych za absurdalny, szczególnie w obecnej sytuacji ekonomicznej kraju. Naturalnym efektem trzęsienia ziemi jest kryzys. Po benzynę ustawiają się kolejki i jednorazowo wydawane jest tylko 15 litrów, chyba że masz brata/kuzyna/przyjaciela który rozlewa, wtedy kupujesz pełen bak. Ceny paliwa poszły siedmiokrotnie w górę! Restauracje skracają ofertę w menu, ponieważ brakuje jedzenia i często gotują na ogniu, bo nie ma gazu. Przerwy w dostawie elektryczności to norma. Są nawet aplikacje na smartfony, które podają orientacyjny czas dostaw prądu. Dodatkowo, Indie mieszają się do lokalnej polityki, a Nepalczycy swój opór przed indyjskim wpływem przypłacili blokadą dróg handlowych. Nie mają dostępu do morza, więc minimum importu odbywa się drogą lotniczą. Przedzieranie się kontenerów przez Himalaje z odległego od wszelkiej cywilizacji Tybetu oczywiście nie wchodzi w rachubę.
Z lotniska odebrał mnie mój kumpel Drishya Nepalczyk i zaraz po zakwaterowaniu ruszyliśmy na podbój Katmandu. Przyłączył się do nas również jego “brat”. “Brat” czyli bardzo bliski przyjaciel; są też “kuzyni”, czyli znajomi oraz “przyjaciele”, czyli, ci których zna, ale nie zaliczają się do dwóch poprzednich kategorii. Do starszych zwraca się jako “ciociu” i “wujku”. Dlatego błyskawicznie odnosi się wrażenie, że cały Nepal jest ze sobą spokrewniony.
I tak w trójkę na jednym motorze przemierzaliśmy zakamarki stolicy Nepalu, z dala od głównych ulic, ponieważ jeżdżenie w trzy osoby jest tu niedozwolone. Oczywiście taki zakaz jest uważany przez lokalnych za absurdalny, szczególnie w obecnej sytuacji ekonomicznej kraju. Naturalnym efektem trzęsienia ziemi jest kryzys. Po benzynę ustawiają się kolejki i jednorazowo wydawane jest tylko 15 litrów, chyba że masz brata/kuzyna/przyjaciela który rozlewa, wtedy kupujesz pełen bak. Ceny paliwa poszły siedmiokrotnie w górę! Restauracje skracają ofertę w menu, ponieważ brakuje jedzenia i często gotują na ogniu, bo nie ma gazu. Przerwy w dostawie elektryczności to norma. Są nawet aplikacje na smartfony, które podają orientacyjny czas dostaw prądu. Dodatkowo, Indie mieszają się do lokalnej polityki, a Nepalczycy swój opór przed indyjskim wpływem przypłacili blokadą dróg handlowych. Nie mają dostępu do morza, więc minimum importu odbywa się drogą lotniczą. Przedzieranie się kontenerów przez Himalaje z odległego od wszelkiej cywilizacji Tybetu oczywiście nie wchodzi w rachubę.
![]() |
Wszystkowidzące oczy Buddy |
Skutki trzęsienia ziemi widać an każdym kroku. Odwiedziliśmy dzisiaj buddyjską świątynię Swayambhunath. Główna stupa wytrzymała, ale jak widać na zdjęciach poniżej, reszta przyświątynnych budynków jest w opłakanym stanie. A szkoda, bo to najważniejsza buddyjska świątynia w Nepalu, pełna astrologów przepowiadających przyszłość z dłoni oraz sprzedawców oferujących magiczne amulety i święte koraliki. Wszystko dookoła przyozdobione jest niezliczonymi modlitewnymi flagami. Ze szczytu stupy charakterystyczne wszystkowidzące oczy Buddy pilnie obserwują niezliczonych pielgrzymów obracających modlitewne koła i recytujących mantry. O zachodzie słońca rozciąga się tu fantastyczny widok na panoramę Katmandu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz