piątek, 25 stycznia 2013

Chińskie początki

Czyli o tym jak zaczęła się moja przygoda z językiem chińskim i o tym jak znalazłam się  w Chinach. Post na życzenie jednego z czytelników.

To bardzo ciekawa historia. Wszystko zaczęło się ponad 10 lat temu, kiedy pewnego dnia moja mama oznajmiłam mi, że czas rozpocząć naukę drugiego języka obcego. I że może niemiecki, albo francuski...? Obie opcje przekreśliłam na wstępie. To może hiszpański? Mimo, iż to brzmiało znacznie bardziej zachęcająco, odparłam, że jak mam się czegoś uczyć, to ma to być ciekawe. Znam już angielski, więc się wszędzie dogadam (teraz wiem, że to niekoniecznie jest prawda); drugi język może być mniej praktyczny. To czego ty chcesz się uczyć dziecko? “Chińskiego!”

Dlaczego chiński? Miałam wtedy jakieś 10 lat i nie miałam bladego pojęcia o Chinach. Tak jak dla większości ludzi na Zachodzie, Chiny, Japonia, czy Korea, były dla mnie jednym i tym samym. Mimo to, Daleki Wschód był tajemniczy, odmienny i niezrozumiany, przez co bardzo pociągający... No więc, dlaczego chiński? Dlatego, że wymawia się krócej niż “japoński”. Wtedy kompletnie nie miało to dla mnie znaczenia i rzuciłam pierwsze co padło mi na myśl - po prostu podałam najkrótszą odpowiedź. Moja wiedza o Chinach była tak słaba, że na pierwszych zajęciach odpowiedziałam nauczycielce, że stolicą Chin jest Tokio.

środa, 16 stycznia 2013

Po Krakowie...

Przed wyjazdem do Polski podzwoniłam po znajomych żeby się pożegnać. Między innymi zadzwoniłam do Robina Szweda. A Robin gdzie? W Katowicach! Raz na jakiś czas przewozi znajomym Chińczykom części do Europy i okazało się, że akurat przebywa w Polsce. Działa to tak, że jeżeli próbki nie dotrą na czas do Polski, to Chińczycy wsadzają Robina w samolot z walizką części i wysyłają go wprost do fabryki odbiorców. Chińczykom bardzo ciężko jest dostać wizę do Shengen, dlatego w nagłych sytuacjach wygodniej jest im zapłacić komuś z Unii żeby załatwił taką sprawę za nich.

Umówiliśmy się z Robinem, że we wtorek odpocznę, a w środę przyjadę po niego do Katowic i zabiorę na kilka godzin do Krakowa. Oprowadzę go kilka godzin po mieście, a potem wrócimy prosto na lotnisko i spokojnie wróci sobie do Chin. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy...

wtorek, 15 stycznia 2013

Nareszcie w Polsce!

Dzisiaj rano wylądowałam w Warszawie, potem jeszcze kilka godzin pociągiem do Krakowa i teraz mogę spokojnie odpocząć po podróży. Powrót do kraju uczciłam podwójną porcją pierogów ruskich z podwójną porcją śmietany. Pycha! 

Teraz czeka mnie 6 tygodni mrozów, śniegu i zaśnieżonych chodników, ale za to bez popychania, kiczu i gapienia się na mnie na ulicy. Mimo to, ledwo przyjechałam, a już tęskno mi do Szanghaju. Już nie mogę się doczekać pierwszej jazdy elekrtykiem (skuterem elektrycznym), walki o przeżycie na pasach czy tandetnie rozświetlonych budynków nocą. To wszystko ma jednak swoją ujmującą atmosferę.

niedziela, 13 stycznia 2013

Migrujący pracownicy

Zgodnie z obietnicą, dzisiaj rozwinę temat robotników oraz innych osób pracujących fizycznie w Chinach...

Na początek przypomnę raz jeszcze, że Chiny to ogromny i bardzo różnorodny kraj. Dla zobrazowania; powierzchnia Chin jest porównywalna z powierzchnią Europy, są tu najwyższe góry i jedne z najdłuższych rzek świata, pustynie, stepy i tajga. Może zdarzyć się tak, że w tym samym czasie jeden region nękany jest przez suszę, a drugi przez obfite monsuny. Ponadto, populacja Chin niemal dwukrotnie przewyższa europejską i wyróżnia się tu aż 56 mniejszości narodowych, to więcej niż jest państw w Europie! To kraj, w którym jeździ się po prawej i po lewej stronie (Hong Kong i Macau) i gdzie jednocześnie obowiązują dwa systemy polityczne (osobny na Tajwanie). Trzeba pamiętać też, że istnieją tu ogromne dysproporcje pomiędzy miastami i wsiami, oraz pomiędzy poszczególnymi prowincjami. Ja opiszę generalną sytuację robotników w Chinach, ale głównie skupię się na swoich własnych obserwacjach z Szanghaju.

Migrujący pracownicy w Chinach.
Bardzo charakterystycznym zjawiskiem w Chinach to migrujący pracownicy (ang. "migrant workers").  Są to ludzie, którzy wyruszają z rodzinnych prowincji do bardziej rozwiniętych regionów w poszukiwaniu pracy. Najczęściej migrują z rolniczych terenów w centralnych prowincjach na wschód, do nadmorskich prowincji oraz okolic stolicy. Wschodnie prowincje, a w szczególności duże miasta takie jak Szanghaj, Shenzhen, czy Pekin dają znacznie lepsze perspektywy finansowe. Sytuację obrazuje poniższa mapa; obszar zaznaczony na jasnoszary to prowincje, które są opuszczane na rzecz tych, zaznaczonych na ciemnoszary. 

środa, 9 stycznia 2013

Powtórka z rozrywki: Malowanie.

Znowu ogrzybiła mi się ściana w sypialni. W Chinach jedyny sposób radzenia sobie z takimi rzeczami, to malowanie. Metoda tak skuteczna, że trzeba malować średnio raz na 6 miesięcy. Słabo mi się robi na samą myśl o malowaniu z zeszłego roku (szczegóły tutaj), ale trzeba w końcu stawić czoła rzeczywistości, bo inaczej zarosnę grzybem... 

No i przyszedł Chińczyk malarz. Przyszedł, popatrzył i powiedział, że wróci jutro. Ja do niego, że czemu nie pomaluje dzisiaj? A on do mnie, że jak to, ledwo przyszedł i już ma pracować? Tak to się nie da, bo on najpierw musi kupić farbę i w ogóle... dzisiaj się nie wyrobi, najwcześniej to jutro. Z doświadczeniem z zeszłego roku, nie odpuszczam. "Przecież jeszcze nie ma 11 rano, dasz radę po południu." A ten dalej, że nie da rady, bo trzeba farbę kupić, i że numer farby musi znaleźć i że cośtam. Po telefonach do współlokatorki Haru (ta niby Północna Koreanka) i kilkunastominutowych pertraktacjach w końcu się zgodził przyjść koło 2.

wtorek, 1 stycznia 2013

Nowy Rok 2013!

Chciałam życzyć Wam wszystkim SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

Tym razem świętowałam nadejście Nowego Roku w klubie Virgo. Jak na Szanghaj, to dość kameralne miejsce, mieści jakieś 300-350 osób, choć z pewnością Chinole upchnęłyby więcej. Tym razem jednak udało nam się uniknąć tłoku, popychania i drinków wylanych na sukienkę, buty lub koszulę. Impreza zdecydowanie zaliczona do udanych!

W Chinach głównie świętuje się Chiński Nowy Rok, który wyznaczany jest według kalendarza księżycowego. Mimo to, w ostatnich latach, wraz z postępującą globalizacją, coraz więcej ludzi świętuje tu także Nowy Rok kalendarzowy. Dlatego klub był pełen Chinoli i nasza mała grupa białasów na parkiecie wzbudzała lekką sensację.