wtorek, 9 lutego 2016

Autobusem po schodach

Dzień 9, Pokhara

W sumie to dzisiejszy dzień spędziłam w autobusie z Katmandu do Pohkary. Trasa jest przepiękna; droga wije się wśród górskich szczytów i przecina jedną wioskę za drugą. W dolinie widać pola uprawne, mieszkalne chatki oraz krystalicznie czystą rzekę, która co rusz pojawia się i znika w zasięgu wzroku. Na horyzoncie oczywiście nieustannie majaczą Himalaje... Sielanka? Nic z tych rzeczy. Droga jest bardzo kręta i wyboista co sprawia wrażenie jakby autokar jeździł po schodach, a nie po asfalcie. Dodatkowo jest bardzo wąsko i przez większość trasy szosa wybudowana jest na zboczu góry, co absolutnie nie powstrzymuje kierowców przed urządzaniem sobie rajdów. Motory wyprzedzają auta, te wyprzedzają minibusy, minibusy wyprzedzają busy a busy wcinają się przed autokary. Kolejna wyprawa pełna wrażeń :D 

poniedziałek, 8 lutego 2016

Z wizytą u nepalskiego szamana

Dzień 8, Katmandu

Zgodnie z obietnicą Guru Kedar Baral przepowiedział mi przyszłość. Kiedy Nepalczycy przychodzą na świat ich rodzina sporządza w świątyni specjalny dokument opisujący astrologię związaną z daną osobą. Z reguły Szaman korzysta właśnie z tych zapisków aby przepowiadać ludziom przyszłość. W moim przypadku posłużył się zwykłą talią kart, ponieważ ja nie mam takiego dokumentu. Najpierw opisał bardzo dokładnie mój charakter i to jak postępuję w życiu, a potem przeszedł do faktycznych przepowiedni. Karty zostały rozłożone po 4 na podłodze i ja zadawałam pytanie, wskazywałam odpowiednią kupkę i w zależności od tego co było pod spodem Guru podawał swoje interpretacje.

niedziela, 7 lutego 2016

Na świątynnym szlaku

Dzień 7, Patan


W Złotej Świątyni
W porównaniu do Bhaktapur Patan jest mniejsze, ale za to bardziej tłoczne i bardziej nowoczesne. Powoli przyzwyczajam do drewnianych ganków, domków z czerwonej cegły i tętniących życiem uliczek. W Patan najlepiej zagubić się w ich gąszczu... Trafia się wtedy na ukryte dziedzińce, podwórka i patia. Za każdym zaułkiem czeka na Ciebie nowa mini-świątynia, stupa, albo inna osobliwa budowla. Raz na jakiś czas przyłączy się grupka rozkrzyczanych dzieci, które z dumą wskażą, którą bramą według nich należy kontynuować wyprawę. Nepal jest bardzo bezpieczny więc spokojnie można zagubić się w labiryncie kamieniczek. Nawet jeżeli przypadkowo naruszy się czyjąś prywatność, mieszkańcy z uśmiechem pokierują w odpowiednim kierunku. A jak będzie miało się odrobinę szczęścia to najpierw zaproszą na filiżankę gorącej herbaty z mlekiem suto doprawionej cukrem.

sobota, 6 lutego 2016

W średniowiecznym miasteczku

Dzień 6, Bhaktapur

Durbar Square w Bhaktapur. Durbar Square to nepalski odpowiednik naszego rynku.
Z samego rana przemiły właściciel hostelu wprowadził mnie w temat trzęsień ziemi. Siłę wstrząsów określa się w stopniach magnitudy. Skala zaczyna się od 0 i teoretycznie jest otwarta, ale za górną granicę nieformalnie przyjmuje się 9,5, czyli siłę najsilniejszego dotąd trzęsienia ziemi zarejestrowanego instrumentalnie. Należy przy tym zaznaczyć, że każdy kolejny stopień magnitudy jest mierzony, jako dziesięciokrotność poprzedniego. Trzęsienie, które ostatnio tak zdewastowało Nepal miało siłę 7,8, a wczorajsze 5,5. Dowiedziałam się również, że odczuwalne wstrząsy mają wartość powyżej 3 i są tak delikatne, że bardzo łatwo je przeoczyć. Powyżej 4 są zauważalne jeżeli się siedzi lub leży, a powyżej 5 odczuwa się nawet jadąc autem. Trzęsieniom ziemi towarzyszy również bardzo charakterystyczny huk, co miała okazję doświadczyć wczoraj wieczorem. Powyżej 6 już się robi nieciekawie. 

piątek, 5 lutego 2016

Trzęsienie ziemi

Dzień 5, z Katmandu do Bhaktapur

Dzisiejszy dzień rozpoczął się wyjątkowym spotkaniem. Dzięki Eddi'emu Nepalczykowi poznałam nepalskiego szamana, który zgodził się z nami porozmawiać. Pewnie od razu przychodzi Wam na myśl zjawiskowy obraz ascetycznego mężczyzny z dredami, pomalowaną twarzą, ubranego w dziwaczne szaty i podpierającego się dziwaczną laską. Będę musiała Was rozczarować;) Żadnych masek, piór, talizmanów, amuletów, różdżek oraz innych "magicznych" rekwizytów. Guru Kedar Baral wygląda "najnormalniej" jak to tylko możliwe, nawet nie miał kropki na czole! Pozory mylą haha.

czwartek, 4 lutego 2016

Tybetańskie klimaty

Dzień 4, Katmandu

Już stanęłam na nogi po wczorajszym zatruciu, ale wciąż jestem trochę osłabiona i zdecydowanie trzeba było zwolnić tempo. Mimo lekkiego wycieńczenia odwiedziłam dzisiaj Boudhanath (lub Bodhnath), czyli tybetańską stupę. Miejsce to jest centrum tybetańskiej kultury w Nepalu. Po przekroczeniu głównej bramy momentalnie wkracza się w zupełnie inny świat. Mieszkańcy oraz wierni noszą tradycyjne tybetańskie stroje, tutejsze restauracje serwują tybetańskie specjały, a sklepiki pełne są tybetańskich bibelotów. Nie tylko główna stupa jest urokliwa, równie zachwycający jest gąszcz oplatających ją uliczek. Wąskie alejki pełne są wiernych oraz mnichów z ogolonymi głowami w brunatnoczerwonych szatach. Stroje mnichów fantastycznie współgrają z bielą kopuły oraz kolorami okolicznych sklepików i restauracji. Atmosfera tego miejsca nie tylko przesiąknięta jest zapachem kadzidełek i przypraw, ale również spokojem, łagodnością i mistycyzmem odległej kultury. Buddyzm tybetański oraz jego wyznawcy zaznali tutaj spokoju i wolności, o których mogliby tylko marzyć w zniewolonym Tybecie. 


Jak widać na zdjęciu, również i ta stupa bardzo ucierpiała podczas trzęsienia ziemi. Na szczęście prace wrą i już niedługo powrócą czasy jej świetności. Wtedy przyjdzie kolej na renowację kolejnego zabytku.

środa, 3 lutego 2016

Polsko-nepalsko

Dzień 3, Katmandu

Dzisiaj odwiedziłam kolejnych znajomych, polsko-nepalskie małżeństwo Magdy i Sujana (czyt: Suzana). Przy herbacie Magda przybliżyła sytuację polityczno-ekonomiczną kraju oraz opowiedziała o wyzwaniach z jakimi musi się zmierzyć Europejka mieszkająca w Nepalu. Dla nas wyzwania, a dla Nepalczyków codzienność. Brak stałych dostaw prądu, gazu czy wody są postrzegane jedynie jako pomniejsze niedogodności; ważniejsze jest to, że sytuacja w kraju się poprawia. Ludzie tutaj żyją naprawdę w ciężkich warunkach. W zimie nie ma również ogrzewania, a temperatury nocą spadają do około 0*C. O opiece państwa oczywiście nie ma co wspominać. Dla mnie Nepalczycy to bohaterowie dnia codziennego, którzy z uśmiechem na twarzy mierzą się z trudami życia.

Rodzina przed swoim domem zniszczonym podczas trzęsienia ziemi, Dumre (zdj/MałaPolskaWNepalu)
Po trzęsieniu ziemi w 2015 roku Magda i Sujan zaangażowali się w pomoc ofiarom katastrofy. W celu zbierania środków i organizowania pomocy Nepalczykom założyli Fundację MAŁA POLSKA W NEPALU (ang: Little Poland in Nepal). Pomoc kierowana jest bezpośrednio do mieszkańców Dumre, małej wioski położonej ok 27 km od Katmandu w dystrykcie Nuwakot. W Dumre zniszczeniom uległy wszystkie domostwa i zawaliła się szkoła.

wtorek, 2 lutego 2016

Twarzą w twarz z Boginią

Dzień 2, Katmandu 

Dzisiaj przeniosłam się do turystycznej dzielnicy Thamel, pełnej sklepików z najrozmaitszymi nepalskimi bibelotami. Oczywiście najchętniej kupiłabym wszystko i w trosce o moje finanse Aditya (Eddy) Nepalczyk postanowił pomóc mi w negocjowaniu cen. Wpadliśmy na genialny pomysł komunikowania się między sobą po chińsku. Nie wiedzieliśmy tylko, że ostatnio zacieśniające się relacje chińsko-nepalskie i napływ chińskich turystów, mocno wpłynęły również na umiejętności językowe sprzedawców. Zostaliśmy przyłapani za każdym razem... haha. Niewzruszeni postanowiliśmy zmienić taktykę i “dać się podsłuchać", co dla odmiany daje fantastyczne rezultaty.

Nepalka przygotowująca świeże przekąski
Po owocnym shoppingu udaliśmy się na stare miasto. Przemierzając wąskie uliczki Aditya opowiadał najrozmaitsze lokalne historie. A tu świątynia, przed którą kiedyś składano ofiary z ludzi… A tam sklepik cioci… A takie zabytkowe  okiennice są kradzione i przemycane na zachód, gdzie sprzedawane są za ogromne pieniądze… Kiedy on tak swobodnie sobie gawędził, ja starałam się za nim nadążyć, desperacko umykając spod kół mijających nas pojazdów. Oczywiście dla Nepalczyków, lokalne natężenie ruchu i kierowcy mijający przechodniów na ułamki milimetrów, to codzienność. Dla turystów, to nieustająca walka o przetrwanie.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Pierwsze kroki

Dzień 1, Katmandu

Z lotniska odebrał mnie mój kumpel Drishya Nepalczyk i zaraz po zakwaterowaniu ruszyliśmy na podbój Katmandu. Przyłączył się do nas również jego “brat”. “Brat” czyli bardzo bliski przyjaciel; są też “kuzyni”, czyli znajomi oraz “przyjaciele”, czyli, ci których zna, ale nie zaliczają się do dwóch poprzednich kategorii. Do starszych zwraca się jako “ciociu” i “wujku”. Dlatego błyskawicznie odnosi się wrażenie, że cały Nepal jest ze sobą spokrewniony.

I tak w trójkę na jednym motorze przemierzaliśmy zakamarki stolicy Nepalu, z dala od głównych ulic, ponieważ jeżdżenie w trzy osoby jest tu niedozwolone. Oczywiście taki zakaz jest uważany przez lokalnych za absurdalny, szczególnie w obecnej sytuacji ekonomicznej kraju. Naturalnym efektem trzęsienia ziemi jest kryzys. Po benzynę ustawiają się kolejki i jednorazowo wydawane jest tylko 15 litrów, chyba że masz brata/kuzyna/przyjaciela który rozlewa, wtedy kupujesz pełen bak. Ceny paliwa poszły siedmiokrotnie w górę! Restauracje skracają ofertę w menu, ponieważ brakuje jedzenia i często gotują na ogniu, bo nie ma gazu. Przerwy w dostawie elektryczności to norma. Są nawet aplikacje na smartfony, które podają orientacyjny czas dostaw prądu. Dodatkowo, Indie mieszają się do lokalnej polityki, a Nepalczycy swój opór przed indyjskim wpływem przypłacili blokadą dróg handlowych. Nie mają dostępu do morza, więc minimum importu odbywa się drogą lotniczą. Przedzieranie się kontenerów przez Himalaje z odległego od wszelkiej cywilizacji Tybetu oczywiście nie wchodzi w rachubę.