Zaraz po rozpoczęciu semestru,
zostałam wezwana do jednego z tysiąca biur uniwersyteckich w sprawie
jakiś zawodów. Bardzo mgliście tłumacząc o co chodzi, pani z biura
"sprzedała" mi udział w zawodach jako "zawody w bieganiu". Na początku
było tylko bieganie, potem bieganie z mapą, potem jeszcze taiji (tai
chi). Jak doszło do tańców, to im powiedziałam, że nie ma takiej opcji i
niech sobie to wybiją z głowy. Nie będę latać z po scenie wymachując
pomponami! Ostatecznie stanęło na biegu na orientację i taiji.
Wspomniane
zawody odbędą się 24tego i 25tego marca, pomiędzy osiemnastoma
szanghajskimi uniwersytetami. Dlaczego w niedzielę i poniedziałek? Nikt
nie wie. Cały system tych zawodów, jest wyjątkowo chiński (bez sensu) i
do tego panuje duża dezorientacja wśród zawodników i organizatorów. Mamy
2 tygodnie, aby przygotować cały układ taneczny i trzyminutowy pokaz
taiji. Jeżeli chodzi o bieg na orientację, to dostaliśmy dwuminutowy
wykład o kompasie i na tym się skończyło. Faceci będą jeszcze grać w
kosza, a piątej kategorii nie znamy. Z całego uniwersytetu zostało
wybrane 10 osób: 2 Chińczyków i 8 obcokrajowców. Każde z nas weźmie
udział w więcej niż jednej dyscyplinie.
Tak
się złożyło, że dzisiaj był dodatkowy trening taiji (tai chi). Akurat
kiedy w dzień było 8 stopni, a wieczorem na pewno nie jest więcej niż 6,
zorganizowali nam trening w nieogrzewanej sali gimnastycznej
(oczywiście ściany bez izolacji). Uwierzycie, że wczoraj było 31 stopni?
A dzisiaj jest taka piździawka,
że trzeba ubrać zimowe buty, płaszcz, rękawiczki? Pogoda w Szanghaju
jest niewiarygodnie zmienna, szczególnie o tej porze roku. Gdyby nasze
umiejętności taiji były na jakimkolwiek poziomie, nie stanowiłoby to
problemu, bo podczas wykonywania ćwiczeń znacznie poprawia się krążenie i
nie czuć zimna. Niestety to było pierwsze spotkanie i wszystkich trzeba
było nauczyć każdej postawy od zera. Wymagało to zastygania w każdej
pozie na kilka minut, aż trener poprawi całą grupę, każdego z osobna.
Ale wymarzliśmy!