wtorek, 31 lipca 2012

Dzień 3. Bangkok

Z rana dwóch pracowników podwiozło nas na motorach do China Town. Kiedy tylko zbliża się do tej dzielnicy, już z oddali czuć zapach chińskich ziół. Za dnia jest tam zupełnie inaczej niż w nocy. Nie jest to zbyt urokliwe miejsce, ale za to ma niesamowity klimat. Wystarczy zboczyć tylko trochę z głównej ulicy, a od razu trafia się w gąszcz wąskich uliczek wypchanych straganami, gdzie ludzie sprzedają dosłownie wszystko. I faktycznie jest tam chińsko. Chociaż z drugiej strony dokładnie tak wyobrażałam sobie bazary w Bangkoku. Przedzierając się przez tłum ludzi i motocykli czułam się zupełnie jak na planie filmowym. Rewelacja!

Główna ulica China Town

poniedziałek, 30 lipca 2012

Dzień 2. Bangkok

Dzisiaj zostałam wysłana sama w miasto. Najpierw pojechałam metrem do ogromnego centrum handlowego Paragon. Wielkie, 7 czy 8 pięter, tak samo jak w Chinach. Generalnie Galeria Krakowska albo Dominikańska mogą się schować:) Z godzinę zajęło mi znalezienie wyjścia... W sumie w Chinach też czasem zdarza mi się zgubić w centrach handlowych.

Park Lumphini
Z Siam, czyli centrum handlu i rozrywki, przeszłam się do parku Lumphini. Park jest bardzo duży i znacznie mu bliżej do europejskich, niż do chińskich. Został nazwany na cześć Lumbini, miejsca narodzin Buddy w Nepalu. Tak dla orientacji; jego powierzchnia wynosi prawie 60 hektarów, czyli jest trochę większy niż krakowskie Błonia.

niedziela, 29 lipca 2012

Dzień 1. Bangkok

Baozi
Dzisiaj miałam okazję przyjrzeć się jak Tanita Tajka rozwija swój biznes. Sprzedaje ona chińskie pampuchy (bāozi 包子) w tajskim stylu. Obecnie powoli tworzy markę i rozwija sieć sprzedażową. Jednym z jej odbiorców jest sklep spożywczy na kampusie szkoły wojskowej, gdzie się dzisiaj wybrałyśmy ze świeżą dostawą. W Tajlandii wszyscy mężczyźni mają teoretyczny obowiązek wstąpienia do armii na 3 lata. Kobiety mają w tym względzie dowolność. Większość mężczyzn, tak jak jej brat, idą do szkoły wojskowej (coś w rodzaju naszego gimnazjum, lub liceum) i mają trening z głowy. Jest też druga opcja. Jeżeli ktoś nie chce odbyć służby w szkole, to po jej ukończeniu losje kartę czerwoną, lub czarną. (Nie pytajcie co, jak i gdzie:) Jak wyciągnie czerwoną, to musi iść do wojska, a jak czarną to zostaje zwolniony z tego obowiązku. Śmiesznie, co?

Na miejscu!

Właśnie dojechałam na miejsce. Z wizą nie było najmniejszego problemu. Nic nie sprawdzali, tylko przybili pieczątkę i załatwione. Tak lubię! Bez tego całego komunistycznego bulszitu, który jest obecny w Chinach na każdym kroku.

Podróż zaczęła się szczęśliwie. Dotarłam przed gate 5 min przed otwarciem. Gdyby nie przypadkowo poznany Niemiec Stefan, to pewnie bym się spóźniła. Tym razem chciałam wypróbować Maglev'a, czyli kolej magnetyczną, żeby się dostać na lotnisko. Ale pomieszały mi się przystanki w metrze i wysiadłabym 3 stacje za daleko. Na szczęście Stefan Niemiec też jechał na lotnisko i zgarnął mnie po drodze. Nie ma to jak uśmiech losu. Oby tak dalej:)

środa, 4 lipca 2012

Kurs: Tajlandia

Właśnie kupiłam bilet do Bangkoku! Wylatuję 28 lipca, a wracam 27 sierpnia - całe trzydzieści dni bez Chinoli:) Już nie mogę się doczekać! 

Mam nadzieję, że pogoda dopisze, bo teoretycznie jest pora deszczowa i powinno nonstop lać... W te rejony zwykle jeździ się w naszą zimę, bo wtedy jest pora sucha, czyli cały czas świeci piękne słońce, a temperatura jest mniej więcej taka sama. Pytałam się o to swoją koleżankę Tajkę... Tajowie to naród, dla którego problemy generalnie nie istnieją, więc w odpowiedzi usłyszałam coś w rodzaju: "U nas nawet jak pada, to jest pięknie, ciepło i przyjemnie. Nie masz się co martwić, bo i tak będzie fajnie." Więc, kupiłam bilet i wydrukowałam potwierdzenie.