czwartek, 23 maja 2013

Polityka jednego dziecka: fakty i mity

Postanowiłam poruszyć to zagadnienie, ponieważ zauważyłam, że w polskim internecie panuje wiele niejasności na ten temat.

Zacznę więc od początku. Wszystko zaczęło się w 1979 roku, kiedy polityka jednego dziecka została wprowadzona, aby spowolnić przyrost naturalny poprzez regulacje dotyczące zakładania rodziny. Zbiór przepisów odnosi się do liczebności rodziny, wieku w którym można zawrzeć ślub oraz odstępu pomiędzy rodzonymi się dziećmi, jeśli dozwolone jest więcej niż jedno dziecko. Dokładne zasady polityki są bardzo skomplikowane i różnią się ze względu na miejsce zamieszkania oraz kilka innych czynników. Postaram się jednak przybliżyć generalne założenia z odpowiednim zagłębieniem się w szczegóły, które często są  pomijane w polskich artykułach krytykujących chiński rząd. 

Nazwa "jednego dziecka" jest dość myląca, gdyż tak restrykcyjne ograniczenia odnoszą się jedynie do mniejszości chińskiej populacji zamieszkującej tereny zurbanizowane oraz do pracowników rządowych (łącznie około 30% populacji Chin). Dodatkowo, są od tego pewne ustępstwa. Pary mogą mieć więcej niż jedno dziecko jeżeli: 
(1) pierwsze jest inwalidą, lub jest w jakikolwiek inny sposób upośledzone,
(2) rodzice (zarówno kobieta, jak i mężczyzna) pracują w miejscach wysokiego ryzyka, np. w kopalni
(3) rodzice (znów, oboje) pochodzą z jednodzietnych rodzin (jedynie w niektórych rejonach Chin).

Jeżeli chodzi o resztę chińskiej populacji, to (z reguły) na wsi drugie dziecko jest dozwolone 5 lat po narodzinach pierwszego. Czasami, odnosi się to jedynie do sytuacji, w których pierwsze dziecko to dziewczynka. Trzecie dziecko jest zazwyczaj dozwolone wśród mniejszości narodowych i w odległych, słabo zaludnionych rejonach. 

Polityka ta jest egzekwowana przez system nagród i kar. Najbardziej powszechną karą jest grzywna, ale zdarzają się także konfiskaty majątku lub zwolnienia z pracy. Powszechny dostęp do antykoncepcji oraz aborcji ma za zadanie ułatwić przestrzeganie ustanowionego prawa. Dodatkowo, długoterminowe/trwałe metody antykoncepcji, takie jak sterylizacja, pomagają znacznie obniżać ilość samych aborcji (jest ich procentowo znacznie mniej niż np. w Stanach). Niestety jednak, te zabiegi nie zawsze są dobrowolne i wiele kobiet jest zmuszanych aby poddać się sterylizacji.

Polityka jednego dziecka, oprócz oczywistego spowolnienia przyrostu populacji, doprowadziła do łańcucha negatywnych zjawisk w chińskim społeczeństwie. W chińskiej kulturze bardzo ważne jest aby mieć męskiego potomka, co zostało poważnie zagrożone przez politykę jednego dziecka. Dlatego w efekcie zaczęto przeprowadzać nielegalne aborcje żeńskich płodów oraz zabić żeńskie noworodki. To z kolei doprowadziło do zaburzonych proporcji płci w społeczeństwie i wielu mężczyzn nie ma teraz z kim wziąć ślubu oraz założyć rodziny, co prowadzi do kolejnych negatywnych konsekwencji. Zaczęto porywać i handlować dziewczynkami do późniejszego ożenku, gdyż jakakolwiek żona, jest lepsza niż jej brak. Takie incydenty miały miejsce na dużą skalę szczególnie w Syczuanie w latach 90, ale wciąż się sporadycznie zdarzają w całych Chinach. Podejrzewa się, że zaburzone proporcje płci mogą być poważnym zagrożeniem dla stabilności Chin w przyszłości. Wcale by mnie nie zdziwiło gdyby chiński rząd postanowił rozwiązać ten problem wysyłając znaczną część męskiej populacji na wojnę. A nóż widelec nadarzy się okazja za północnokoreańskim płotem...

Kolejnym negatywnym rezultatem polityki są śmierci kobiet podczas "niezarejestrowanych" porodów w niehigienicznych warunkach. Rodziny często boją się finansowych konsekwencji i decydują się na utajnienie ciąży poprzez unikanie wizyt w szpitalu i poród w domu. Niezarejestrowane dzieci, są ukrywane, żyją bez oficjalnej tożsamości i zostają bez szans na lepsze życie. Od znajomych Chińczyków słyszałam, że czasami takie dzieci są rejestrowane z opóźnieniem, bez kar obciążających rodziny. Wiele zależy od urzędników w danym rejonie, gdyż większość z nich preferuje ukrywanie realiów przed swoimi zwierzchnikami. Takie sytuacje często również stwarzają okazję do łapówkarstwa, przekupstwa i wymuszeń (swoją drogą chińska codzienność).

Jest jeszcze jeden nieoczekiwany skutek polityki jednego dziecka, zauważalny gołym okiem na ulicach Chin; tzw. "syndrom małego cesarza". W rejonach, gdzie faktycznie można mieć tylko jedno dziecko, powstał model rodziny 4+2+1, czyli czworo dziadków, dwoje rodziców i jedno dziecko. Najczęściej są to rodziny majętne, które przeznaczają niemal połowę miesięcznych dochodów na wymarzonego "małego cesarza". Termin odnosi się w szczególności do chłopców, gdyż to właśnie oni są oczkami w głowie rodziny. Dzieciak nonstop jest zasypywany zabawkami, słodyczami i czym tylko sobie zapragnie przez całą rodzinę (we wnuka inwestuje także czworo dziadków). Ale jest jeden warunek, w zamian ma być nieskazitelną wizytówką rodziny. Od najmłodszych lat uczy się angielskiego, gry na instrumentach i przez całe życie nie ma nawet sekundy czasu wolnego dla siebie. Rywalizacja zaczyna się już w żłobku i trwa aż do ukończenia uniwersytetu. Wszystko po to, żeby ten jeden potomek znalazł dobrze płatną pracę i był w stanie utrzymać rodziców oraz dziadków w przyszłości. Nie trudno się domyślić, jak destrukcyjna jest taka rywalizacja dla młodych Chińczyków. Wyrastają na rozpieszczonych, roszczeniowych gburów, którzy nie znoszą porażek i nie podejmują ryzyka w dorosłym życiu. Ponadto mają problemy z nawiązywaniem bliskich kontaktów międzyludzkich, co dodatkowo utrudnia im późniejsze założenie rodziny.

polityka jednego dziecka, chiny, syndrom małego cesarza
Mały cesarz
Przerost ambicji nad możliwości dziecka zauważalny jest nie tylko wśród Chińczyków, ale także wśród innych narodów na Dalekim Wschodzie. Moja koleżanka uczy angielskiego w prywatnej szkole, gdzie większość jej "uczniów" to koreańskie trzylatki. Maluchy ledwo potrafią wydukać kilka słów w języku rodziców, a już są wysyłane są na lekcje angielskiego i inne zajęcia, które nauczane są po chińsku. W efekcie wszystkie te trzy języki mieszają się im w jeden. Nie trudno się domyślić, że dziecko które miksuje chińskie słówka z angielską i koreańską gramatyką, będzie miało w przyszłości poważne problemy z komunikacją. Serce się kraje na widok przemęczonych trzylatków, które zamiast biegać z rówieśnikami po przysłowiowym "podwórku", zasypiają z głową na stole podczas dodatkowych zajęć z języka angielskiego. Wracając do Chin i polityki jednego dziecka...

Mimo tego, co mówi się na Zachodzie, w ostatnich latach negatywne skutki polityki łagodzą się, gdyż sama polityka zostaje stopniowo łagodzona. Na zachodzie bardzo lubi się krytykować chiński rząd za ograniczanie praw swoich obywateli w zakresie planowania rodziny. Każdemu, kto potępia tą politykę, proponuję najpierw przejechać się szanghajskim metrem w godzinach szczytu, a potem rozpatrzyć swoje zdanie na nowo. Nie usprawiedliwiam chińskich władz i zgadzam się z tym, że sposób w jaki jest egzekwowane prawo nie zawsze jest zgodny z naszymi normami, ale to jest ich kraj i ich prawo. My powinniśmy najpierw zająć się etyką własnych rządów. (Szczególnie uwielbiam Amerykanów krytykujących chińskie władze. W Guantanamo jakoś nie widzą problemu...) Problem przeludnienia we wschodnich Chinach na prawdę istnieje i przy takiej ilości mieszkańców, nie jest łatwo sobie z nim poradzić. Fakt, że można szukać także mniej radykalnych rozwiązań, tylko na ile byłyby one skuteczne? Może dotyka mnie chińska znieczulica, ale za każdym razem kiedy widzę tu rozwrzeszczanego chłopca, błogosławię chiński rząd za politykę jednego dziecka, bo zamiast jednego bachora była by tu piątka ;)
 

7 komentarzy:

  1. Często pytam swoich chińskich uczniów czy mają rodzeństwo. Jedynacy stanowią zazwyczaj ok. 10%, także na pierwszy rzut oka widać, że polityka jednego dziecka jest łagodzona i łatwo ją obejść, szczególnie zamożnym.


    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie...

      Dziwi mnie, że w polskiej prasie tyle się pisze o polityce JEDNEGO dziecka i faktycznie mało kto się fatyguje żeby dokładniej zbadać temat. Pamiętam jaki przeżyłam szok kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Chin i okazało się, że niemal każdy kogo spotykam ma rodzeństwo i bardzo rozległą rodzinę. Niestety, niewiele z nich jest skłonnych dokładnie wytłumaczyć na jakich zasadach dokładnie się to dzieje.

      Usuń
  2. http://www.wprost.pl/ar/409152/Pobili-ciezarna-kobiete-i-wstrzykneli-jej-substancje-poronne/

    OdpowiedzUsuń
  3. polityk jednego dziecka-a jednak....(link powyzej).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, zdarzają się również i takie sytuacje. To, że w Chinach łamie się prawa człowieka wiemy nie od dziś, ale według mnie obraz Chin jaki mamy z zachodnich mediów jest wybrakowany. Na 10-15 negatywnych artykułów znajdzie się może jeden wspominający o tym, że generalna sytuacja kraju się jednak poprawia. Media uwielbiają pastwić się nad pojedynczymi przypadkami, zniekształcając prawdziwy obraz. Oczywiście, takie sytuacje, jak podesłana przez Ciebie powyżej, powinny być nagłaśniane i potępiane. Pomaga się w ten sposób ograniczyć ich ilość w przyszłości, dlatego dziękuję za podesłanie tego linku.

      Usuń
    2. Wróciłam z Chin kilka dni temu i muszę przyznać rację, że obraz Chin w naszych mediach, a chińska rzeczywistość to jest zupełnie co innego. Wiele się pisze o tym kraju, ale niewiele osób widziało jak wygląda tam życie. Ja po przyjeździe byłam w wielkim szoku. Jedyne co mnie przerażało to ruch na ulicach, ale po za tym to normalny kraj jak każdy inny. A mieszkańcy chcą po prostu żyć - trochę inaczej niż Europejczycy czy Amerykanie, ale kto powiedział, że nasza wizja świata jest lepsza :).

      Usuń
    3. Dokładnie! Dzięki za opinię na ten temat:) Ja bardzo ubolewam nad tym, że nigdy nie podawane są statystyki odnoszące się do opisywanych zjawisk, np. 1 na X "nieprogramowych" ciąż jest usuwana, lub 1 na X ciężarnych kobiet jest zmuszana do aborcji, etc.

      Usuń