Z rana dwóch pracowników podwiozło nas na motorach do China Town. Kiedy tylko zbliża się do tej dzielnicy, już z oddali czuć zapach chińskich ziół. Za dnia jest tam zupełnie inaczej niż w nocy. Nie jest to zbyt urokliwe miejsce, ale za to ma niesamowity klimat. Wystarczy zboczyć tylko trochę z głównej ulicy, a od razu trafia się w gąszcz wąskich uliczek wypchanych straganami, gdzie ludzie sprzedają dosłownie wszystko. I faktycznie jest tam chińsko. Chociaż z drugiej strony dokładnie tak wyobrażałam sobie bazary w Bangkoku. Przedzierając się przez tłum ludzi i motocykli czułam się zupełnie jak na planie filmowym. Rewelacja!
Główna ulica China Town |
Świątynia Świtu (Wat Arun, Temple of Dawn) |
Największą atrakcją dzisiejszego dnia zdecydowanie był rejs szybką łódką po Chao Phraya, głównej rzece Bangkoku. Przepływa on przez całe miasto z północy na południe, dzieląc je na dwie części. Łódki kursują po niej jak autobusy, a przystanki są zorganizowane na całej jej długości. Świetna okazja aby podziwiać panoramę miasta, bo widoki są na prawdę urzekające. Dzisiaj wyruszyłam z samego południa aż na północ, więc miałam okazję przepłynąć prawie przez całe miasto. Było przepięknie... Niby brudno, woda zanieczyszczona i slumsy dookoła, ale jest w tym coś magicznego. Nie wiem czy chodzi o atmosferę tego miasta, czy o specyficzną mieszaninę świątyń, wieżowców i zaniedbanych domków, ale sceneria urzeka. Wieczorem wiele z budowli które się mija, jest podświetlonych, co sprawia, że całość staje się jeszcze piękniejsza.
W 'chińską dzielnicę' wpadłem po 20, kiedy się już ściemniało.. Polecam. Zmrok potęguję wrażenia.
OdpowiedzUsuń