środa, 1 sierpnia 2012

Dzień 4. Bangkok

Najstarszą świątynią stolicy jest Wat Pho (Temple of the Reclining Buddha, czyli Świątynia Leżącego Buddy), datowana na około XVI wiek. Wybrałyśmy się tam z rana razem z Tanitą Tajką. Jest to nie tylko najstarsza, ale także największa świątynia w Bangkoku. Znajduje się tam monumentalny posąg leżącego Buddy (43 m długości, 15 m wysokości), szkoła tajskiego masażu oraz cmentarz członków rodziny królewskiej. W Tajlandii zmarłych się kremuje, a prochy i resztki kości umieszcza się w stupie, jeżeli kogoś na to stać. Im ważniejsza osoba, tym większa stupa, jakby grobowiec kształtem przypominający dzwon z niby iglicą.

Wat Pho, po bokach widać fragmenty gigantycznych królewskich stup.

Posąg leżącego Buddy
Ta świątynia jest bardzo dziwnie zaprojektowana. Wszystkie budynki są w tajskim stylu; białe, pozłacane i z dachówkami w kolorze żółtym, czerwonym oraz niebieskim lub zielonym - i tak powinno być. Dookoła porozmieszczane są stupy obłożone ceramicznymi wzorami, trochę to do siebie nie pasuje, ale chyba tak tutaj jest. I do tego wszystkiego wszędzie stoją chińskie figurki, które wyglądają jak wsadzone tam dla żartu. Zrobione z szarego kamienia, po prostu gryzą się z barwnym otoczeniem. Obie uznałyśmy, że tu nie pasują, ale innym turystom chyba nie przeszkadzały. W jakimś zaułku znalazłyśmy też podobne figurki, ale birmańskie. Masakra... Jakaś kobieta wytłumaczyła nam, że w czasie kiedy była budowana ta świątynia, prowadzono ożywiony handel z Chinami i stąd te figurki. Załamałyśmy ręce i poszłyśmy do Pałacu Królewskiego. Okazało się, że właśnie zamykają i musimy wrócić jutro. Nic nie szkodzi, bo zaraz na przeciwległym brzegu rzeki jest ciekawa świątynia, którą bardzo chciałam zobaczyć.

Przeprawiłyśmy się więc łódką na drugą stronę rzeki do Wat Arun Ratchawararam (Temple of Dawn, czyli Świątynii Świtu). Została nazwana na cześć hinduskiego Boga Świtu. Dlaczego buddyjska świątynia nosi imię hinduskiego boga? Nie wiem. Ale Tanita powiedziała, że zdobienia zawierają także postaci z tajskiej mitologii, więc coś tu jest bardzo namieszane. Jest też drugi powód tej nazwy. Mury tej świątyni są zdobione porcelaną i podobno o świcie ich powierzchnia mieni się w pierwszych promieniach słońca. To jedna z bardziej charakterystycznych budowli w Bangkoku. Mi najbardziej podoba się wieczorem, kiedy jest podświetlona.

Wat Arun po zachodzie słońca.
Ta świątynia znacznie bardziej przypadła mi do gustu niż poprzednie. Nie jest odnowiona, dzięki czemu zachowała swoją autentyczność. Było tu też znacznie mniej turystów. Do tego można się na nią wspiąć po bardzo stromych schodach i podziwiać z góry panoramę miasta.

Wieczorem obie pojechałyśmy autobusem (niezła atrakcja:) do miejsca, gdzie wzdłuż jednej ulicy jest zlokalizowane mnóstwo barów, pubów i restauracji. Wszystko na zewnątrz, bez tej przeklętej klimatyzacji, która jest obecna na każdym kroku w Chinach. Przyjazna atmosfera, wszędzie pełno turystów i tutejszych sprzedawców. Było super!

Więcej zdjęć tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz