sobota, 6 kwietnia 2013

Nieeee!

Okazało się, że jednak przechodzimy do następnego etapu w tych dziwnych zawodach i chcą żebym wzięła udział. No i się zgodziłam... Nieeee! Co ja mądrego zrobiłam?

Zaskoczyli mnie, bo słyszałam plotki że jednak do następnego etapu przechodzi 5 uniwersytetów, a nie tylko zwycięski, jak nam wcześniej powiedziano. Żadna nauczycielka mnie o tym nie poinformowała, więc myślałam że po cichu chcą mnie po prostu nie wystawić. Szczególnie, że kilka dni temu Liu Laoshi wezwała mnie do biura, żeby wręczyć mi nagrodę pieniężna za poprzedni etap. Miły gest tak swoją drogą - chcieli mi pokazać że jestem w drużynie, mimo tych wszystkich perypetii sprzed kilku tygodni. Tyle zachodu o nic, a wystarczyło się normalnie komunikować... Ale wracając do tematu...

Cały cyrk zaczął się od nowa; przygotowywanie programu na ostatnią chwilę, zmiany wprowadzane co sekundę, zerowa organizacja, 15 osób nadzorujących, generalne niedoinformowanie i stres. Na szczęście tak działają wszystkie chińskie uniwersytety (podejrzewam, że nie tylko one), więc nie przekreśla to naszych szans na osiągnięcie relatywnie dobrego wyniku. Mamy tylko 5 dni na przygotowanie wszystkiego - jakaś masakra. Przyrzekłam sobie, że jest to ostatni raz, kiedy biorę udział w czymkolwiek, co wymaga wcześniejszego przygotowania i styczności z chińską organizacją. Koniec!

2 komentarze: