piątek, 16 sierpnia 2013

O stolicy Bangladeszu

Dzień 13. Dhaka

Nareszcie dzień bez imprez, ceremonii i salonów kosmetycznych - czas zwiedzić Dhakę! Bangladesz to kraj rzek (mają ich ponad 700!), strajków (wczoraj skończył się już drugi od czasu naszego przyjazdu) i najniebezpieczniejszego ruchu ulicznego jaki kiedykolwiek widziałam! 

Mama Tasfii nazywa Bangladesz prawdziwą Azją. "Nie jakieś tam rozwinięte Chiny. Tu doświadczycie prawdziwej Azji!", mówiła. I faktycznie tak było. Ludzie jeżdżą tu na wszystkim, co ma kółka. Przy takiej gęstości zaludnienia (45,000 ludzi/km²), korki są tu strasznym problemem. Komunikacja miejska jest tak przepełniona, że wszystkie rozklekotane autobusy mają zamontowane drabiny na dach. Przy drogach rosną drzewa, więc pasażerowie muszą uważać, aby nie zostać na przypadkowej gałęzi. Do tego autobusy nie stają na przystankach (chyba, że akurat utkną w korku); ludzie wskakują i zeskakują, kiedy kierowca zwalnia w pobliżu. Wszędzie pełno kolorowo zdobionych ryksz, które z niebywałą zwinnością lawirują pomiędzy innymi pojazdami. Większość aut ma zamontowane specjalne wzmocnienia na zderzakach; stłuczki to tutaj codzienność. Z tego samego powodu tuk tuki są dodatkowo obudowane, aby chronić pasażerów. Podróżujący na dachach pociągów przejeżdżających przez miasto, to absolutna norma (wbrew pozorom w Indiach tego nie widzieliśmy). Oczywiście nie muszę wspominać, że cała kotłująca się plątanina trąbi na potęgę. Dokładnie tak wyglądają ulice Dhaki.

Tu na prawdę jest niebezpiecznie. Bangladesz znajduje się w czołówce zatrważających drogowych statystyk statystyk: pierwsza 10tka wg. ilości zgonów (powiązanych z ruchem drogowym) na 100,000 pojazdów. To pierwsze miejsce w Azji! Wietnam znajduję się daleko, daleko za! Wcale mnie to nie dziwi, bo przez te kilka dni pod kołami naszego samochodu o mało co nie straciło życie już 5 osób! Zdecydowanie najniebezpieczniejsza jest Dhaka, bo żyje tu najwięcej ludzi. Mam nadzieję, że przeżyjemy;)
 
Stare miasto, Dhaka.
Udało się nam dzisiaj zobaczyć trochę starego miasta (po ponad 2 godzinach stania w korku w jedną stronę). Wygląda ono zupełnie inaczej niż się spodziewałam. Tu dopiero widać jak biedny jest ten kraj - obrzeża gdzie mieszkamy są znacznie lepiej rozwinięte. Ale jedno trzeba przyznać - może biedniejszy kraj niż Indie, ale za to znacznie czystszy. Sufia Bengalka (mama Tasfii panny młodej) zabrała nas tu na przejażdżkę łódką. Do Bangladeszu dociera bardzo mało turystów, więc byliśmy dla tubylców większą atrakcją niż oni dla nas i chętnie dali się fotografować. Oto zdjęcia ze "starego miasta":


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz