Rano wybrałam się do Pałacu Królewskiego i pobliskiej świątyni Szmaragdowego Buddy (Wat Prakeo). Okazało się, że 2 sierpnia jest święto narodowe z okazji pierwszego kazania Buddy i Pałac jest zamknięty, za to wstęp do świątyni wolny. Tuż przed jej bramą ściskał się wielki tłum, i jakiś pracownik krzyczał przez megafon: "NO FOREJNER. NOOO FOREJNER. FOREJNER ŁEJT!!! FOREJNER ŁANOKOOOLK. MUWEŁEJJJ! MUWWW!" Trzeba było czekać prawie 40 minut na wejście, po czym okazało się, że w środku i tak dużo się nie zobaczy, bo część wydzielona dla turystów jest strasznie mała. W sumie można było tylko wejść i wyjść. O dupę rozbić takie zwiedzanie. Powinnam była odpuścić już na wejściu, zaoszczędziłabym pół dnia ze swojego życia. Za to miałam rzadką okazję doświadczyć tajskie zarządzanie w ekstremalnych warunkach:)
Tłumy przed Świątynią Szmaragdowego Buddy (Wat Prakeo). |
We wszystkich świątyniach są organizowane dzisiaj ceremonie z okazji pierwszego kazania Buddy w Parku Jeleni, czyli święta Asalha Puja. Poszłyśmy razem z Tanitą i jej kuzynem do pobliskiej świątyni, żeby zobaczyć jak obchodzi się to święto. Było tam pełno wiernych. Większość z nich siedziała dookoła i recytowała sutry - coś pomiędzy monotonnym śpiewem, a powolnym zawodzeniem. Jeden mnich prowadził ceremonię przez mikrofon, a reszta ludzi mu wtórowała.
Druga część wiernych, tak jak my, przychodziła tylko na chwilę. Zaraz przy wejściu do świątyni kupuje się kwiaty, kadzidła i świeczkę. Po odpaleniu świeczki i kadzideł ściąga się buty i na boso obchodzi się trzykrotnie główny budynek świątyni. Podczas tego spaceru pełni się dobroczynność, jak nazwała to Tanita. Chodzi o to, że nie prosi się o nic dla siebie, tylko składa się życzenia dla innych, coś w rodzaju błogosławieństwa lub dobrej energii. Kiedy spacerowałyśmy, Tanita powiedziała mi, że widziała jak jedna kobieta skłoniła głowę w moim kierunku, co znaczy, że "pomodliła" się także za mnie. Bardzo mnie to wzruszyło.
Kiedy przekaże się już wszystko, a spacer nie dobiegł końca, to się medytuje. Po trzecim kółku kwiat się odkłada, a świeczki i kadzidła wbija w specjalne naczynie z prochem. Następnie wchodzi się do budynku aby pokłonić się Buddzie. (Ten punkt akurat pominęłam, bo nie byłby szczery.) Koniec. Teraz jedni dołączają się do śpiewających, a inni wracają do domu. Można także udać się dalej, do drugiej części, gdzie znajduje się sala przeznaczona do medytacji. Medytacja przy akompaniamencie recytującego tłumu jest niezapomnianym doświadczeniem.
Wierni recytujący sutry. |
PS. Wieczorem obejrzałyśmy jeszcze razem film. Niby nic specjalnego, ale nie ma to jak zobaczyć Kac Vegas w Bangkoku w Bangkoku:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz